Dziś kolejna bajeczka z dzieciństwa, którą bardzo lubiłam - Apolejka i jej osiołek Marii Kruger (tej od Karolci np.). Może feministki by się przyczepiły do stereotypowości tej bajki, ale ja mam to gdzieś, a tym bardziej miałam to gdzieś jako dziecko. Ważne było, że się podobała!
Ach, jak marzyłam o takiej parasolce:
I koci smaczek na koniec:
Pamiętam jak ciągle kleiłam sobie korony z papieru, przebierałam się w sukienki babci i bawiłam się w Apolejkę ;-)
Książeczka za długa, by czytać w komputerze (i w ogóle – czytanie w realu przyjemniejsze jest!). Ale nie znam tej z dzieciństwa, natomiast czytałem, tej autorki, Ucho, dynia, sto dwadzieścia pięć! Ale aż musiałem zajrzeć w google, by przypomnieć, o czym była. :) (O chłopcu zamienionym w jamnika). A ilustracje psuje mi ta dziewczynka w sukience księżniczki. :-) Owszem, sam rysowałem takie sukienki księżniczkom (+ bufiaste rękawy, oczywiście), ale oglądać nie przepadam, he, he.
OdpowiedzUsuńNatomiast podoba mi się miasteczko, a jeszcze bardzie osiołek pogryzający jabłka.
No i, oczywiście, najbardziej tylna okładka. :-)
I 2 tygodnie temu, na bazarku nawet chciałem kupić jakąś książeczkę ze względu na takiego właśnie kotka. Ale, jako że poza tym więcej kotków w niej nie było, nie kupiłem.
I się cieszę, że tego kotka wkleiłaś, to zaoszczędzę parę złotych, hi, hi.
Pozdrawiam i czekam na kolejne bajki!
Tej nie znam ale Karolcie to się czytało z wypiekami na twarzy, szczególnie o tym niebieskim koraliku :)
OdpowiedzUsuńWczoraj obiło mi się o ucho a dzisiaj sprawdziłam i faktycznie tak jest. Z okazji dziewięćdziesięciolecia Nasza Księgarnia wydała w księdze I zbiór bajeczek z serii Poczytaj mi mamo :))Można kupić w księgarniach internetowych. :))
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł, zwłaszcza, że bajeczki wydawane są w starej szacie graficznej. Szkoda tylko, że nigdzie w necie nie mogę znaleźć jakie tytuły zawiera ta pierwsza księga, chyba przejdę się na rekonesans do Empiku :-) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPamietam Apolejke i chetnie, bardzo chetnie przeczytalam..... a te rysunki poruszyly moje serduszko.... dziekuje : )
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo :-) Pozdrawiam
UsuńSzukałam, szukałam długo tej historii, aż przygoniła mnie na ten blog. Dawno temu znałam ją na pamięć:)To ulubiona książeczka mojego dzieciństwa. Tymczasem poluję na wydanie w twardej oprawie z lat '60 w przyzwoitym stanie (ze względów sentymentalnych muszę ją mieć).
OdpowiedzUsuńps
jako dorosłą rozbawiło mnie zdanie:
"Nie pij już nigdy wody ze starych studzienek królewiczu!" ;)
Hmm, no faktycznie ten tekst można zinterpretować na różne sposoby ;-)))
UsuńWitam na blogu i zapraszam częściej.
Apolejki w wydaniu z lat 60-tych nie kojarzę, ale mam na blogu dwie takie stare książki: "Nocne kłopoty zabawek Doroty" i "Starodzieje", może którąś znasz :-) Pozdrawiam
"Nocne klopoty..." czytal mi tato, gdy mialam z 5 lat... minelo ponad 45, a ja do dzis pamietam zapach tej ksiazki... dziekuje za ich przypomnienie :)
OdpowiedzUsuńNo i właśnie to był mój cel, gdy zakładałam bloga - przywoływanie takich wspomnień :-) Dziękuję za odwiedziny i komentarz :-)
Usuńto też moja ukochana bajka z dzieciństwa ;) znałam na pamięc ;) tak mowi mama i tylko ją mi czytała ;) ach te obrazki ;) dziekuje
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz :-) Też bardzo lubilam Apolejkę :-)
Usuńwitam
OdpowiedzUsuńbajka o apolejce to bajka mojego dzieciństwa chętni do niej wracam tym razem znalazłam ją tutaj.
chciałam przyokazji zapytać czy znana jest tu bajka o "Ajbku" obecnie jej poszukuje.
Dziękuje z góry z jakiekolwiek informacje
Oj niestety, takiej bajki nie kojarzę :-( Życzę powodzenia w poszukiwaniach.
UsuńO, jak miło, że umieściłaś tu ją w całości. :-) Ja miałam tylko w wersji audio, nie pamiętam już, czy na kasecie, czy na winylu, pamiętałam głównie zrzędliwy głos straganiarki mówiącej "niech będzie i korona", co u nas w domu stało się trochę przysłowiowe. :-) Ilustracje piękne, chyba będę teraz polować na to na Allegro.
OdpowiedzUsuńA przesłanie jak najbardziej feministyczne - dzielna dziewczyna bierze sprawy w swoje ręce. ;-)
"Apolejka" to pierwsza książeczka jaką kupiła mi moja mama- chyba trochę "na wyrost" bo miałam wtedy pewnie ze dwa lata 🙂. Pięknie ilustrowana, z księżniczką a la sixties ( ta kiecka na halce!) i księciem - osiołkiem, którego było mi bardzo żal kiedy jabłka się skończyły, a ośla głowa pozostała! Książeczkę mam do dziś, lekko pobazgraną moimi "rysunkami", z wyszuranymi brzegami okładek, bo czytałam ją wciąż i wciąż - to od niej zaczęła się moja miłość do książek, która trwa nieprzerwanie ponad pół wieku. Pani Krüger: SZACUN👍
OdpowiedzUsuń